wtorek, 7 lipca 2009

Do poczytania... Star Wars Komiks Wydanie Specjalne #1



Jaki jest rodzimy rynek komiksowy - każdy widzi. Kolejne wydawnictwa padają jak muchy, nakłady są żenująco niskie... Tym bardziej dziwi sukces, jaki odniosła zeszytowa seria Star Wars Komiks. Kolorowy wydawany co miesiąc komiks, którego grupą docelową są fani już słuszny czas utrzymuje się na rynku. Pierwotnie seria była zapewne sposobem reklamy kolekcjonerskiej serii "Dziedzictwo", jednak później wyewoluowała w coś, co na dobrą sprawę możemy porównać ze złotymi czasami TM-Semica, gdy rozmaite Spider-many, X-Men i Punishery wychodziły zeszytowo w ilościach niemal hurtowych.
Seria poczyna sobie dobrze do tego stopnia, że zdecydowano się równolegle wypuszczać kwartalnik o podwojonej objętości, którego cena zamyka się w 10 złotych bez jednego grosza.
Po raz pierwszy od bardzo dawna za tak małą sumę dostajemy taki gruby komiks. Biorąc pod uwagę zwyczajowe ceny komiksów w Polsce, mamy do czynienia z odwrotnością ździerstwa.
Akcja toczy się między drugim, a trzecim filmem. Anakin "I'm-Your-Father" Skywalker wraz z armią klonów i garstką rycerzy Jedi usiłuje opanować beznadziejną sytuację na deszczowej planecie Jabiim. Przez cały komiks obserwujemy zmagania Separatystów z armią klonów, a także oddzielonych od reszty grupy padawanów.
Komiks nie ma fabuły. Cały czas toczą się walki, obie stony ponoszą kolosalne straty, a czytelnik stawia sobie odwieczne pytania o sens wojny. I to jest największa siła komiksu. W uniwersum Star Wars przyzwyczajeni jesteśmy do lekkiego i w sumie bezstresowego ujęcia kwestii wojny. W filmach jako wojowników mamy milusie Ewoki, albo karykaturalnych pobratyńców Jar Jar "Zdechnij-Śmieciu" Binksa. W Bitwie o Jabiim mamy do czynienia z obdartym z bohaterstwa i patosu obrazem brutalnego konfliktu. Jedi przestają być półbogami wyrzynającymi w pień hordy wrogów, a stają się zwykłymi ludźmi, może i potężnymi, ale tak samo podatnymi na śmierć i ból, jak zwykli smiertelnicy. Poczucie beznadziei potęguje nieprzerwanie padający deszcz.
Niestety, komiks cierpi na przeładowanie postaci. Jest ich po prostu zbyt wiele, co skutkuje ich płaskością i schematycznością. Niektórzy pojawiają siętylko po to, by bohatersko zginąć, albo wypowiedzieć jedną Pamiętną Kwestię, po czym zniknąć ze sceny. Nie oszczędzono nam też do cna wyeksploatowanego wątku zakazanej miłości dwójki Jedi. Żeby to jeszcze była miłość homoseksualna, to byłoby jakieś novum, a tak mamy powtórkę z rozgrywkido n-tej potęgi. Na ostatnim kadrze mamy mało zabawną niespodziankę w postaci twarzy Obi-Wana-Kenobiego w masce sado-maso (poważnie!).
Rysunki są poprawne. Bohaterowie są zróżnicowani i ładnie zaprojektowani, a design (poza kilkoma wpadkami) bardzo dobry. Wrażenie robą całostronicowe kadry i świetnie nałożony kolor. Nie mogę też przyczepić się do tłumaczenia, którego terminologia jest stuprocentowo zgodna z kanonem SW (najczęstszym błędem jest tłumaczenie droid na "robot", czego nie oszczędzono nam w np. spolszczeniu gry SW: KotOR).
Czy warto kupić ten komiks? Mimo wszystko tak, bo to jak na nasze standardy stosunkowo dobra pozycja. Dla fanów pozycja obowiązkowa, innym też radzę się zainteresować.
Niech Moc bedzie z komiksami.


Scenariusz: Haden Blackman
Rysunek: Brian Ching
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 96
Cena: 9,99 zł
Dostepność: Kioski, Empiki

3 komentarze:

kmh pisze...

Mimo wszystko, mogłeś sobie darować zdradzanie samego zakończenia komiksu :)

Misiael pisze...

Wiesz, ta maska tak mnie rozwaliła, że nie mogłem, po prostu nie mogłem się powstrzymać xD

kmh pisze...

Jakkolwiek nie jestem przekonany, czy zmartwychwstanie SWK można już teraz uważać za sukces, to muszę się z Tobą zgodzić co do samego komiksu: mnóstwo bohaterów, do których nie jestem w stanie się przywiązać, akcja przeskakuje, nic nie wywołuje u mnie w "Bitwie o cośtam" emocji.

Ja chyba po prostu nie lubię Wojen Klonów jak całości, okresu. Beznadziejnie został zaplanowany w nowej trylogii, a następne komiksy, animki, cokolwiek, tylko bardziej zamulają i męczą tę tematykę. Już wolę Old Republic.