Nie wiem jak wy, ale ja po prostu uwielbiam rozmaite ramotki science-fiction pisane głównie w pierwszych latach XX wieku. Dzieła nie ojców, a dziadków klasycznych powieści fantastyczno naukowej, choć dziś trącą myszką, posiadają coś, czego brak współczesnym produkcyjniakom - tę chęć rozwijania się we wszystkich kierunkacvh równocześnie, stylowość, świeżość pomysłów i rozwiązań. Moim pierwszym nestorem sf był rzecz jasna Jules Verne, którego "20 000 mil podmorskiej żeglugi" namiętnie pochłaniałem pacholęciem będąc. Potem nadszedł sir Arthur Conan Doyle, które ze swoim słynnym detektywem wprowadził mnie w mroczne zaułki Londynu, by potem rzucić mnie na płaskowyż Ameryki Południowej. Jeszcze później zapoznałem się z twórczością mniej znanego Gustave Le Rouge'a, którego "Więzień na Marsie" jest dla mnie absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o powieści z tamtej epoki i mrocznymi wizjami Howarda Philipsa Lovecrafta.
Pisze o tym, ponieważ stosunkowo niedawno udało mi się zgromadzić i przeczytać siedmiocioczęściową serię komiksową pod tytułem "Rork", o której można powiedzieć wiele dobrego, jednak jej największym atutem jest właśnie ten czar i klimat wczesnej, raczkującej jeszcze fantastyki, nieuchwytny aromat literackiej naftaliny.
Po kolei jednak. Tytułowy Rork to białowłosy enigmatyczny poszukiwacz przygód, mistyk, naukowiec i znawca starych kultur. Jego przeszłość zasnuta jest mgiełką tajemnicy - nie wiadomo, skąd się właściwie wziął. Przybrani rodzice pokochali go jak własnego syna. We wczesnej młodości Rork został przygarnięty przez tajemniczego mistrza, który dostrzegł niesamowity potencjał chłopca i postanowił zostać jego mentorem.
Rorka poznajemy jako (fizycznie) młodego mężczyznę, który wykorzystuje swoje talenty by pomagać znajomym i nieznajomym, przy okazji raz po raz wplątując się w niesamowite historie. Do moich ulubionych należy epizod, w którym przyjaciel białowłosego prezentuje mu swoje najnowsze odkrycie - sposób wyznaczania punktu krytycznego na dowolnym kulistym obiekcie. Lekkie uderzenie w ów punkt powoduje destrukcję kuli i to niezależnie od jej masy czy wytrzymałości. Rzecz sama w sobie będąca tylko ciekawostką, chyba, że weźmiemy pod uwagę kształt naszej poczciwej planety... więcej nie zdradzę.
Dwa pierwsze tomy serii są kompilacją luźno powiązanych ze sobą epizodów, które zasuplają się pod koniec drugiej części komiksu. Od trzeciego tomu "Cmentarzysko katedr" zaczyna się druga historia o Rorku, ściśle powiązana z poprzednią. By podkreślić odrębność fabuły (epizody z dwóch pierwszych tomów pierwotnie publikowane były w komiksowym magazynie Tintin) od części trzeciej wzwyż komiks ma odmienioną strukturę - już nie zlepki epizodów, a konsekwentne, długie fabuły. Zmieniła się także warstwa graficzna cyklu - kreska stała się bardziej umowna, paradoksalnie jednak przybyło szczegółów i charakterystycznych cech postaci, dzięki czemu styl komiksu stał się jedyny w swoim rodzaju.
Każda kolejna część "Rorka" zadziwia pomysłowością autora, misternie skonstruowaną intrygą, niesamowitym klimatem i mnogością przeplatających się wątków. Każda jest też diametralnie inna.
W "Cmentarzysku Katedr" osią fabuły jest wyprawa do serca amazońskiej dżungli, gdzie - jak podejrzewa Wallace de Wolf, organizator ekspedycji - może być ukryte legendarne Cmentarzysko Katedr, o którym enigmatyczne wzmianki znalazł w starej bibliotece. Na skutek finałowych wydarzeń poprzedniej przygody, w sercu dżungli pojawia się Rork, który po krótkim okresie rekonwalescencji dołącza do ekspedycji.
W komiksie mamy znany z klasycznego "Zaginionego świata" Doyle'a motyw wyprawy do dżungli w poszukiwaniu Tajemnicy przez naprawdę duże T . Autor komiksu, Andreas, pokazuje nam zrujnowane gotyckie katedry porośnięte amazońską roślinnością. Skąd wzięły się one w sercu Ameryki Południowej? Spokojnie - wszystko zostanie wyjaśnione logicznie i konsekwentnie.
"Gwiezdne światło" kolejna część przygód Rorka zachwyca szerokimi kadrami przedstawiającymi tchnące spokojem meksykańskie pustkowie, na którym toczy się akcja. Tym razem białowłosy mistyk dostaje wezwanie od dawnej znajomej, która przewodzi małej wiosce w środku niczego. Czemu tu osiadła? Cóż, pewne znaki na niebie i ziemi wskazują, że niedługo dojdzie tu do pewnego fenomenu na skalę Wszechświata.
Ta część jest jedną z moich ulubionych "Rorków". Fabuła pozornie toczy się leniwie, wątki spiętrzają się niczym lawina, a zakończenie zostawia apetyt na więcej.
Kolejny album Rorka "Koziorożec" wprowadza do historii pod względem istotności dla fabuły drugą po Rorku postać - Koziorożca, lekko zblazowanego cynika, astrologa i poszukiwacza przygód. Akcja przenosi się do Nowego Jorku, brudnego i zadymionego miasta, które nigdy nie zasypia. Pomaga on Rorkowi w rozwiązaniu pewnej istotnej z punktu widzenia poprzedniego tomu sprawy, co skutkuje wizytą w podmiejskich kanałach i kolejną fascynującą przygodą, jakiej nie powstydziłby się Sherlock Holmes.
"Koziorożec" stylizowany jest na powieść groszową, rodem z epoki wiktoriańskiej. Już na wstępie dostajemy okładkę w stylu "powieść za grosik", a niejaką odskocznią od głównego wątku są fragmenty powieści o Koziorożcu, które autor powciskał między kadry. Mamy tu do czynienia z szybką akcją, klasycznymi walkami (bodaj jedynymi w serii) i całą galerią nowych, intrygujących postaci.
W przedostatnim tomie, "Zejściu", białowłosy udaje się na daleką Północ, gdzie - jak mogliśmy zaobserwować w poprzednim tomie - rozbił się niezidentyfikowany obiekt latający. Rork musi rozwikłać tajemnicę niesamowitego statku i przy okazji nie dać się zabić... Czy Rork zdoła zrozumieć obcą inteligencję? Czy my zdołamy?
Album w odróżnieniu od poprzednich posiada tylko jeden wątek - wędrówkę bohatera po wraku statku kosmicznego i zabawę w kotka i myszkę z obecną we wraku świadomością. Układ kadrów zaskakuje - autor nie boi się eksperymentów, na jednej ze stron umieszczając... 300 (!) kadrów (patrz wyżej).
I tym sposobem dobrnęliśmy do końca. "Powrót", ostatnia część sagi, pierwotnie miała mieć dwukrotnie większą objętość, jednak na wskutek racji wydawnictwa Andreas musiał zmieścić to wszystko na o wiele mniejszej przestrzeni, przez co album jest wprost przeładowany wydarzeniami. Większość wątków znajduje tu rozwiązanie i w końcu poznajemy tajemnicę pochodzenia Rorka.
Szczerze polecam każdemu czytelnikowi (nawet stroniącego od komiksu). Inteligentna fabuła i mnogość wątków powoduje, że komiks można czytać kilka razy pod rząd, za każdym razem zauważając intrygujące szczegóły, które umknęły nam poprzednio.
Niestety, z dostępnością komiksu jest fatalnie. Rorka wydawały u nas w sumie trzy wydawnictwa - wszystkie trzy padły (na dobra, Manzoku teoretycznie jeszcze żyje, ale w to, że coś jeszcze wyda, nie wierzą już nawet najwięksi optymiści). Oczywiście po Internecie krążą skany, ale ja tego nie powiedziałem.
Tytuł: Rork
Ilość części: 7
Wydawnictwa: Komiks-Fantastyka, Twój Komiks, Manzoku
Tytuł oryginalny: Rork
Wydawca oryginalny: Lombard
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena z okładki: różnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz