wtorek, 23 czerwca 2009

Hardkor 44

http://www.hardkor44.pl/i/hardkor44.jpg

Wbrew nazwie, dzisiejsza notka nie będzie opowiadać o pewnym dzieciaku, który "weszedł" i na lewo i prawo chwali się czterema certyfikatami z Hollywoodu.
Powstanie Warszawskie jest ostatnimi czasy jednym z najczęściej eksploatowanych w rodzimej popkulturze motywów. Co chwilę wychodzą komiksowe antologie o powstaniu, zespoły muzyczne nagrywają poświęcone powstańcom utwory muzyczne... Powoli czuć już przesyt. Jednak Hardkor 44 - pełnometrażowy film Tomasza Bagińskiego - zapowiada się na prawdziwą rewolucję w interpretacji tematu.

http://community.platige.com/Website_Data/NewsFiles/102.jpg

Już sam tytuł sygnalizuje, że będziemy mieć tu do czynienia nie tyle z poważnym filmem historycznym, a bardzo, bardzo wariacją na temat - na ilustracjach koncepcyjnych widać, że Niemców przedstawiono niczym w jakiejś steampunkowej grze komputerowej. Sam film zapowiada się na hard sciene-fiction - czy to dobrze? Już teraz na temat potencjalnej Polskiej superprodukcji powstają kontrowersje.



Powiem krótko - brawa dla Platie Image i dla Bagińskiego. Jeśli projekt wypali, to wreszcie będziemy mieli dzieło, które można zaprezentować zachodniemu odbiorcy. Koniec z typowo polską siermiężnością produkcji, koniec z tym narodowym patetycznym dziadostwem. Może dzięki Hardkorowi 44 Polska kultura wreszcie przestanie być kojarzona z Zespołem Pieśni i Tańca Mazowsze. Trzymajmy kciuki.

czwartek, 11 czerwca 2009

Premiera: Global Eden #2


Kolejny numer. Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, co zacz, zapraszam do zajrzenia tutaj, a stąd można pobrać pierwszy numer.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Fullmetal Alchemist: Brotherhood - PL

http://indexdown.files.wordpress.com/2009/03/fma2.jpg

Sytuacja jest ciekawa. Rzekłbym nawet - niecodzienna. Ale po kolei, jak to mówią zawiadowcy.

Fani mangi i anime wiedzą, ale laikom potrzebne jest kilka słów wyjaśnienia. "Fullmetal Alchemist" to jedna z ciekawszych i poczytniejszych mang, w naszym kraju wydawana jest dzięki JPF. Sam poznałem ją za pośrednictwem Dr.Agona-san i nie żałuję, bo to kawał ciekawej i pasjonującej lektury nawet dla kogoś, kto gardzi wszystkim, co mangowe.
Jak w wielu podobnych przypadkach, podjęto próbę ekranizacji poczytnej mangi. Niestety, nie należała ona zbyt udanych (choć zdania są podzielone). Głównym zarzutem było znaczne odejście od mangowego pierwowzoru - dość powiedzieć, że historia przedstawiona w serialu z komiksową miała bardzo mało wspólnego. Ostatecznie serial zakończył się po 51 odcinkach i wieńczącej fabułę kinówce.
Od niedawna jednak emitowana jest druga seria anime (z podtytułem "Brotherhood" dla odróżnienia od pierwszej). Tym razem twórcy poszli po rozum do głowy i wiernie trzymają się historii z mangi (w teorii, bo w praktyce są pewne rozbieżności, choć w porównaniu z poprzednim serialem są one kosmetyczne).
Do rzeczy. Kanał Animax zdecydował się na bieżąco udostępniać odcinki najnowszego serialu na YouTube. Już to samo w sobie jest ewenementem. Dodajmy do tego jeszcze, że odcinki są w bardzo dobrej rozdzielczości i - uwaga - wśród dostępnych wersji językowych jest także wersja Polska.
Tak, tak, to nie jest pomyłka. Każdy Polak z komputerem podłączonym do Internetu może legalnie i za darmo obejrzeć premierowy odcinek adaptacji kultowej mangi w swoim ojczystym języku. Serce roście!
Wciąż zastanawiam się, jakim cudem, WTF?! i w ogóle - przecież Animax nie ma swojego kanału w Polsce (Wikipedia twierdzi, że HBO Polska ma wprowadzić, ale to wciąż jest jeszcze w powijkach) a oficjalna strona Animaxu nie jest dostępna w naszym języku (choć swoje wersje językowe mają m.in Czesi, Rumuni, Kenijczycy i mieszkańcy Zimbabwe - znowu jesteśmy sto lat za Murzynami?). Mimo to do każdego odcinka anime możemy wyświetlić sobie napisy w naszym języku. obok Polaków taką opcję mają również Włosi, Węgrzy, Czesi, Francuzi, Rumuni i Słowacy. Dziwi natomiast brak napisów po angielsku, niemiecku i francusku - w, zdawałoby się, najbardziej kosmopolitycznych językach. Patrzcie państwo, Polak może, Czech może, Rumun może, a Francuz, Angol, Jankes i Niemiec nie mogą. Odwrotnie, niż zwykle, chciałoby się powiedzieć.
No, ale bez żartów. Kanał YouTube dla FullMetal Alchemist: Brotherhood jest tutaj.
Przyjemnego seansu.

piątek, 5 czerwca 2009

Do poczytania... Nauka Świata Dysku III: Zegarek Darwina

http://merlin.pl/Nauka-Swiata-Dysku-3-Zegarek-Darwina_Jack-Cohen-Terry-Pratchett-Ian-Stewart,images_big,23,978-83-7648-010-7.jpg

O Świecie Dysku - uniwersum, w którym rozgrywa się akcja zdecydowanej większości książek Terry'ego Pratchetta - napisano już dużo. Sam autor naskrobał już tyle, że według zdrowego rozsądku płaski świat powinien się wszystkim już przejeść. ale gdzie tam Dyskowi do zdrowego rozsądku!
"Nauka Świata Cyklu" to podcykl, który w istocie jest pozycją popularno-naukową (mimo wszystko z naciskiem na ten drugi człon). Autor współpracuje z dwoma uczonymi i pisze książkę, która w przystępny sposób opisuje skomplikowane zagadnienia z dziedziny fizyki, chemii i biologii. Właściwie, mamy tu do czynienia z dwiema książkami, które przeplatają się wzajemnie - nieparzyste rozdziały są mniej więcej tradycyjną fabułą rozgrywającą się w Świecie Dysku (na upartego moża je podciągnąć pod cykl o Rincewindzie) zaś parzyste są tekstem stricte naukowym. który bazuje na rozdziałach fabularnych. W dwóch pierwszych częściach podcyklu mamy okazję obserwować, jak magowie z Niewidocznego Uniwersytetu bawią się - nie sposób opisać tego inaczej - projektem Świata Kuli, bedącym odzwierciedleniem naszego Wszechświata. Zegarek Darwina kontynuuje ten wątek.
Mam z tą ksiązką niemały problem. Trudno mi ją polecić komukolwiek. Załóżmy, że fani Świata Dysku przeczytają tylko nieparzyste rozdziały, ignorując część popularno-noaukową - fabuła wyda im się wręcz ordynarnie prosta, niegadna jakichkolwiek kotonacji ze Światem Dysku. Faktycznie, taka jest. Fabularne rozdziały są mało dopracowane, a fabuła najzwyczajniej pretekstowa, zwłaszcza w porównaniu z tradycyjnymi dyskowymi powieściami.
Dajmy więc "zegarek Darwina" osobom, ktore lubią literaturę naukową, tym stereotypowym (?) sztywniakom ze średnią 5,7 i - w perspektywie - zawałem przed czterdziestką. Im może i spodobają się rozdziały poruszające najbardziej hardkorowe zagadnienia nauki, ale jest mały szczegół - te rozdziały połączone są z fabularnymi, rozdziały fabularne są punktem odniesienia do naukowych dywagacji.
Najprościej będzie mi polecić te książkę ludziom, którzy zapoznali się już z poprzednimi książkami z serii "Nauka Świata Dysku" i uznali je za interesujące. Ale tu też taki diabeł...
Widzicie... W pierwszej części cyklu Pratchetti spółka przekrojowo zapoznają nas z historią Wszechświata, w drugim - historią rozwoju ludzkiej cywilizacji, czyli rozwinięce jednego z rozdziałów części pierwszej. "Zegarek Darwina" opowiada... O wszystkim. To pierwszy poważny zarzut dotyczący tej części cyklu. Widać w nim zmęczenie materiałem. Choć istotnie, niektóre zagadnienia są ciekawe (Wiecie, że istnieje więcej, niż jedna nieskończoność? I te nieskończonosci wcale nie są tej samej wielkości!), chwilami tekst naukowy potrafi wciągnąć, niż fabularne przerywniki (Jak zbudować wechikuł czasu? Weźcie czarną dziurę, zszyjcie ją z białą dziurą, skęćcie to w trąbkę, a po czarnej dziurze latajcie zygzakiem. Oto przepis na działający wechikuł czasu, przynajmniej tak twierdzą autorzy). Mimo to, autorzy skaczą od tematu, do tematu, popadają w gąszcz dygresji, chwilami niepotrzebnie gmatwają i tak już zagmatwaną teorię. To wpadki, ale niewielkie. Większymi wpadkami sa natomiast powtórki z rozgrywki - niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że czytam nie trzecią część "Nauki..." a którąś z poprzednich. Ileż można bowiem czytać o eksteligencji albo windzie kosmicznej, skoro ten temat był wałkowany w poprzednich tomach?
Kolejnym zarzutem jest maniakalne chwilami traktowanie z wyższością religii, ktora wszak opiera się nie na dowodach i tezach, a na wierze i tradycji. Nie jest to jakoś superwidoczne, ale autorzy wyraźnie podkreślają, że nauka jest pro, a religia tylko hamuje rozwój cywilizacji. Cóż, to ich zdanie, ale takie obnoszenie się z tym uważam raczej za przejaw snobizmu. Dal jasności - jestem wierzącym i praktykującym katolikiem, ale tolerancyjnym - jeśli ktoś mi nie sika na krzyż ani nie obrzuca błotem Jezua, to można się z tym kimś dogadać. Autorzy nie sikają, ani nie obrzucają, ale teistów traktują jak prymitywów. Może to ja jestem przeczulony, ale mimo wszystko trochę mi to przeszkadzało w lekturze. Zresztą, kto wie - może takie podejście maja wszyscy naukowcy?

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Wydanie polskie: 2/2009
Tytuł oryginalny: The Science of Discworld III: Darwin's Watch
Rok wydania oryginału: 2005
Liczba stron: 288
Format: 140x200 mm
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7648-010-7
Wydanie: I
Cena z okładki: 29,90 zł

środa, 3 czerwca 2009

Do poczytania... Z krwi i kości

http://www.fankomiks.pl/images/zkrwiikosci.jpg

Śledząc rozmaite portale internetowe poświęcone fantastyce nie mogę oprzeć się wrażeniu, że science-fiction jest traktowane trochę po macoszemu - w dobie wszechobecnej fantasy, smoków, mieczy i magicznych guzików, które trzeba wrzucić do wulkanu albo rozpadliny pełnej lawy, bardzo trudno znaleźć dobry utwór fantastycznonaukowy. Po części wynika to z tego, że - jak to kiedyś określił Eugeniusz Dębski - fantasy jest (pozornie) łatwiejsza w robocie i masa knypów literackich rzuca się na ten gatunek. Istotnie, przez lata w literaturze miecza i magii utarł się wyraźny schemat świata przedstawionego i przebiegu fabuły (od zera do bohatera). W science-fiction takiego schematu nie ma, czy raczej - jest on bardzo słabo zarysowany, co z jednej strony ułatwia napisanie czegoś oryginalnego, z drugiej jednak - powoduje, że rzesza wyżej wspomnianych knypów omija gatunek szerokim łukiem.
Może to i lepiej, bo dzięki temu literatura sf jest w mniejszym stopniu zaśmiecona rozmaitymi półproduktami wszelkiej maści grafomanów kopiujących pomysły klasyków. Owszem, jest tego trochę, ale jednak mniej, niż w takiej fantasy.
Gordon R. Dickson jest niewątpliwie jednym z ciekawszych autorów parających się fantastyką naukową. Jedenaście opowiadań zamieszczonych w zbiorku noszącym tytuł "Z krwi i kości" ma bardzo nierówny poziom. Zdecydowanie wybija się opowiadanie tytułowe, w którym autor wychwala pod niebiosa ludzki instynkt przetrwania, dowodząc, ze człowiek sprowadzony do poziomu pierwotnego i tak za pomocą pięści kamienia i kija jest w stanie skopać dupę uzbrojonemu w szczytowe osiągnięcia technologii Obcemu. Kolejne opowiadanie, które polecam z ręką na sercu to "Nazywaj go Panem". Bardzo ciekawe, bardzo klimatyczne i zwieńczone świetną puentą. Elementy fantastyki zostały ograniczone do minimum, mimo to jest to sama esencja fantastyki naukowej. Szkoda tylko, że jego tłumaczenie zostało dokumentnie skopane (kilka lat po wydaniu tego zbiorku opowiadanie pojawiło się w jednym z numerów "Nowej Fantastyki" tym razem z o wiele lepszym tłumaczeniem i pod tytułem "Mów mu: Panie"). Za to opowiadanie autor w 1966 roku otrzymał Nebulę, moim zdaniem w pełni zasłużoną.
Pozostałe opowiadania nie trzymają już tak wysokiego poziomu, choć i tak wciąż czyta je się bardzo przyjemnie (zwłaszcza humorystycznego "Genialnego głupka"). Gdyby miał typować najgorsze opowiadanie zbiorku, byłoby to "Dla ludzi". Kompletny niewypał, jakby autor wyrobił tylko 10% normy.
Zdecydowanie polecam. Książki nie da się już niestety nigdzie kupić, ale jeśli natraficie na nią na jakimś pchlim targu albo kiermaszu, nie wahajcie się i - jeśli sprzedawca nie przesadzi z ceną - kupujcie. Warto też zapytać w miejscowej bibliotece.
Czy jest jakiś pisarz sf lepszy od Dicksona? Hmm, pomyślmy... Card, Asimov, Dick, Lem, a nawet Wells, Verne... (kolejność przypadkowa). Dickson znajduje się w tym zacnym gronie. W pełni zasłużenie.

Autor: Dickson Gordon Rupert
Tytuł oryginalny: In the bone
Język oryginału: angielski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: science fiction
Forma: zbiór opowiadań/nowel
Rok pierwszego wydania: 1987
Rok pierwszego polskiego wydania: 1991

wtorek, 2 czerwca 2009

Felieton okazjonalny - Od minimalizacji do anihilacji, czyli E3 o przyszłości bez kontrolera

Dr.Agon- Wszyscy ciągle gadają o słynnych targach E3. Postanowiłem nie być gorszy i z pomocą Misiaela postanowiliśmy rozłożyć na części pierwsze kilka interesujących spraw. Skupimy się na Microsoft’cie, gdyż te firma zaintrygowała nas najbardziej.

Misiael- Dokładnie. Żywiołowa dyskusja, którą rozpoczęliśmy w realu znalazła rozwinięcie w postaci tego właśnie dwugłosu dyskusyjnego. Do rzeczy więc.

Dr.Agon- Zaczniemy chyba od największego Kick-Ass’a, czyli projektu Natal. Jak ci się podoba ten wynalazek?

Misiael- Cóż, przeczytałem dostępne w Internecie materiały i obejrzałem “reklamówkę” projektu Natal. Na początku wiadomo - pełen nerdgasm, jednak po kilku chwilach naszedł mnie szereg refleksji, o których za chwilę opowiem.

Dr.Agon- Ja miałem podobne odczucia. W końcu powstanie wynalazek, dzięki któremu gracze będą mogli uczestniczyć w rozgrywce. Co najfajniejsze, ta technologia ma współgrać z wszystkimi dostępnymi tytułami na XBOX 360. Gears of War, here I come!!!

Misiael- Może najpierw pokrótce przybliżymy technologię Natal tym, dla których stanowi ona tylko frazes. Otóż na ostatnich targach E3 Microsoft zaprezentował filmik przedstawiający konsolę, do obsługi ktorej nie potrzeba żadnych kontrolerów. Cała zabawa polega na tym, że konsola “śledzi” ruchy ciała gracza i, za ich pośrednictwem, pozwala mu na kontrolowanie gier.

Dr.Agon- Początkowo, brzmi to trochę jak sci-fi. Brak było jakichkolwiek znaczników, markerów. Owe “śledzenie” polega na skanowaniu ruchów gracza w 3 wymiarze. Na filmikach wszystko wygląda pięknie, mam nadzieję, że tak będzie w rzeczywistości.

Misiael- Też mam taką nadzieję, ale niestety, tkwiący we mnie sceptyk uznał, że na dzień dzisiejszy takie rozwiązanie jest po prostu niemożliwe - nie chodzi mi tu bynajmniej o technologię, ale szereg trudności, jakie napotykamy miedzy pomysłem, a wykonaniem i puszczeniem w obieg takiej konsoli.

Dr.Agon- Na przykład?

Misiael- Na filmiku reklamującym Natal widzimy, jak siedząca przed ekranem telewizora rodzina kibicuje zagrywającemu się na konsoli domownikowi. Wszyscy siedzą na jednej kanapie, machają rękami, dopingują… Pierwsza kwestia - jak konsola “rozpozna” które kończyny należą do gracza, a które do siedzących obok kibiców?

Dr.Agon- Właśnie. Tak samo może być z przypadkowymi postaciami, jak pies, czy inny domownik, który przyszedł w trakcie naszej rozgrywki.

Misiael- Inna, sprawa to opłacalność takiego przedsięwzięcia. Zastanówmy się, ile pieniędzy trzeba będzie wydać na konsolę, o której nie wiadomo, czy nie stanie się ślepym zaułkiem ewolucji? Przypomnijmy sobie chociażby “Cyber-hełmy”, w które sponsorzy wpompowali miliony, a które okazały się kompletnie bezużyteczne.

Dr.Agon- Dokładnie. Jednak trzeba przyznać, że sam pomysł na porzucenie kontrolerów jest całkiem spoko, futurystycznie i z pewną odwagą, MS stara się odebrać prym futurystycznemu koncernowi Nintendo.

Misiael- Mimo to, takie rozwiązanie może nie spodobać się wielu bardziej doświadczonym graczom. Ostatecznie pad typu Dual Shock ewoluował dobre pół dekady. Czy konsolowi gracze przerzucą się na to nowatorskie rozwiązanie?

Dr.Agon- A czemu nie. Teoretycznie, to spełnienie marzeń, móc poczuć się jak prawdziwy żołnierz lub gwiazda tenisa. Można zostać mistrzem Jedi lub rozpieprzać kosmitów. Poza tym, ludzie tak samo mówili o kontrolerze do konsoli Wii.

Misiael- Tak, ale ja, jako gracz, chcę przy grze odpocząć, a nie się spocić. Kiedy mam ochotę się poruszać, wychodzę na basket, albo pobiegać. A sesja w Tekena albo w Mortal Combat na konsoli Natal będzie maksymalnie wyczerpująca. Co prawda dziękli temu można dbać o kondycję nie odchodząc od konsoli, ale czy rozleniwieni gracze bedą wyciskać z siebie siódme poty tylko po to, by na ekranie telewizora zobaczyć napis “You Win”?

Dr.Agon- No jasne. Słuchaj, od początku istnienia gier komputerowych, zawsze istniała bariera gracz - świat wirtualny. Choć kochaliśmy mordować zombie, to ciągle trzymaliśmy myszkę i klawiaturę/pada. Dzięki Natalowi, ta bariera upadnie, przybędzie graczy casualowych, a starzy wyjadacze będą mogli w końcu dobrać się do obcych własnoręcznie.

Misiael- Bzdura. weźmy choćby pod uwagę sposób, w jaki poruszać się będziesz swoim cyfrowym alter ego w, dajmy na to, FPSie. Na padzie albo klawiaturze to kwestia jednego przycisku, ale na Natalu? Łażenie po pomieszczeniu w którym stoi konsola nie wchodzi w grę, chyba, że masz pokój wielkości boiska piłki nożnej. Może “drobienie” w miejscu? Tak, czy siak, bariera nie runie, a gracz zamiast zatracić się w świecie gry jeszcze mocniej odczuje różnicę miedzy Matriksem, a światem rzeczywistym.

Dr.Agon- Ale zauważ, jak coraz bliżej jest do Matrixa! Ok, zejdźmy z Natala i spójrzmy na inne cuda od Microsoftu. Co powiesz o odświeżeniu i upgradzie XBOX Live?

Misiael- Cóż, z całą pewnością jest to mały krok, ale w dobrą stronę - dzięki symbiozie XBoxa z Facebookiem i Twitterem gracz będzie mógł wrzucać na te portale screeny z gry bez konieczności przerywania rozgrywki. Ale, szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, kto będzie chciał się w to bawić. “Sweetaśne focie” z Modern Warfare 2?

Dr.Agon- Też tego nie widzę. Jednak ludzie mają czasami przemyślenia dot. gier i chcą się z nimi jak najszybciej podzielić. Fajnie by było, gdyby Natal dzięki rozpoznawaniu głosu, sam wklepywałby tekst. Powiedziałbym co myślę o grze, konsola konwertuje to na tekst, ewentualne poprawki, wysłanie i powrót do gry.

Misiael- Innymi słowy, odwrotność syntezatora mowy. Takie urządzenia pomoć już istnieją, ale są bardzo zawodne - wysiadają przy akcentach i intonacji. O ile mnie pamięć nie myli, w strategi “EndWar” była możliwość wydawania jednostkom poleceń własnym głosem. Ale implentowanie w grze systemu przemiany głosu w tekst tylko po to, by można było wygodnie wrzucać notki na bloga bez konieczności wychodzernia z gry wydaje się kuriozalne.

Dr.Agon- Ok, ok. W każdym razie MS narobił niezłego bigosu z swoją technologią. Miejmy nadzieję, że Natal nie skończy jak EyeToy. Jednak by to sprawdzić, przyjdzie nam trochę poczekać. Osobiście, jeśli chodzi o gry, to czekam na Alan Wake i nowe Modern Warfare 2. Po gameplayu tego drugiego, postanowiłem znaleźć płytkę z częścią pierwszą. Oj, będzie się działo w tym i przyszłym roku…

Blog Marcina "Dr.Agona" Górskiego znajdziecie pod tym adresem

Filmik reklamujący technologię Natal: