wtorek, 22 lutego 2011
Chopin New Romance
Szczegóły tutaj.
A teraz garść pytań:
1. Czy którakolwiek z osób sprawujących pieczę nad tym projektem poinformowała autorów, że publikacja docelowo przeznaczona jest dla osób małoletnich?
2. Czy którakolwiek z ww. osób wpisał w google nazwisko Ostrowskiego, by zaznajomić sie z jego dotychczasowym dokonaniem na polu twórczości komiksowej?
3. Czy w Polsce wciąż pokutuje opinia o komiksie jako medium skierowanym tylko i wyłącznie do dzieci, zaś wszelkie próby zmiany tego stereotypu muszą kończyć się aferą?
Komiksu nie miałem nigdy w rękach, dlatego też nie mogę wypowiedzieć się o jego poziomie. Sama afera zaś jest jednak na tyle żenująca, że po raz kolejny środowisko komiksowe jest "chłopcem do bicia" w mediach.
Nie popełnił błędu Ostrowski, rysując taki, a nie inny komiks. Wina leży o stronie ludzi, którzy zlecili Kulturze Gniewu stworzenie szopenowskiej antologii bez poinformowania wydawcy o grupie docelowej produkcji (nie wierzę, że naczelny KG dopuściłby do sprzedaży komiks pełen niecenzuralnych komentarzy ze świadomością, że później ktoś ta tern komiks dziecku). Ciekawą rzeczą jest, że nikt z MSZ nie nadzorował procesu redagowania zbiorku i nie zatwierdził jego ostatecznego kształtu przed puszczeniem w ruch prasy drukarskiej. Przez to pieniądze podatników pójdą na przemiał - dosłownie.
piątek, 18 lutego 2011
Felieton okazjonalny - Ayreon
Mamy rok 2084. Dziesiątkowana licznymi wojnami, wyniszczona zatruciem środowiska naturalnego i pognębiona pokładaniem zbytniego zaufania w technologię ludzkość znajduje się na skraju wymarcie. Grupka naukowców korzystając z procesy zwanego czasową telepatią usiłuje skomunikować się z ludźmi z przeszłości i w porę przestrzec ich przez tymi zagrożeniami. W końcu udaje im się porozumieć z żyjącym w 6 w. n.e. niewidomym minstrelem imieniem Ayreon. Ociemniały bard rusza na dwór Króla Artura, by tam spełnić swoje posłannictwo. W ten sposób rozpoczyna się najbardziej niedoceniona opowieść science-fiction w historii tego gatunku.
Kiedy pisze się o projekcie holenderskiego multiinstrumentalisty Arjena Lukassena bardzo trudno uniknąć używania takich słów jak "epickie", "rozmach" i "ponadczasowość", dlatego nawet nie będę próbował. Prawda jest taka, że siedmiopłytowa (+dodatki) rock opera ukrywająca się pod tytułem "Ayreon" jest dziełem, które każdy fan fantastyki naukowej znać powinien. Przyznam, że po raz pierwszy spotkałem się z tak spójną i wielowątkową opowieścią przekazaną za pomocą połączonych fabularnie utworów muzycznych. I, jak zapewne już widać, od razu wpadłem w zachwyt.
Opowieść nie ogranicza się tylko do wątku "arturiańskiego" zarysowanego w pierwszej płycie projektu zatytułowanej "The Final Experinemt". Każdy kolejny krążek dokłada kolejny element układanki - W "Actual fantasy" dostajemy garść opowieści inspirowanych rozmaitymi tworami kultury popularnej - od "Imienia róży" po "Tron". Kolejne płyty ponawiają trend pierwszej, w której mamy do czynienia z jedną, długą opowieścią. Wybieramy się zatem do Elektrycznego Zamku ("Into The Electric Castle"), towarzyszymy ostatniemu żywemu mieszkańcowi Marsa w jego podróżach po wspomnieniach poprzednich wcieleń ("Universal Migrator Part 1: The Dream Sequencer"), doświadczamy genezy ludzkiej duszy ("Universal Migrator Part 2:Flight of the Migrator"), śledzimy przejmującą historię człowieka uwięzionego we własnym umyśle ("The Human Equation"), by w końcu dowiedzieć się, co te wszystkie opowieści mają ze sobą wspólnego ("01011001"). Rozmach tej sagi powala. Arjen Lukassen - projektant całej opowieści - daje w niej upust swojej nietuzinkowej wyobraźni, tworząc jedyną w swoim rodzaju kosmiczną balladę.
Muzycznie mamy tu do czynienia z misz-maszem - są utwory czysto instrumentalne, po których nasze uszy atakowane są elektroniką, rockiem, elementami folku... Trudno jednoznacznie określić, z jakim gatunkiem mamy tu do czynienia. Ja w każdym razie, kompletny dyletant, jeśli chodzi kwestie gatunkowe w muzyce, zostałem totalnie zwalony z nóg tym, jak to wszystko ze sobą współgra i podczas słuchania nie odnosi się wrażenia, że całość jest niespójna. Wręcz przeciwnie - wszystko doskonale do siebie pasuje i nie mamy najmniejszych problemówz całkowitym zanurzeniem się w nurt muzyki.
Teksty to oddzielna sprawa. Mamy tu do czynienia z iście operowym podejściem do warstwy wokalnej. Poszczególni piosenkarze wcielają się w role bohaterów opowieści i odgrywają je wręcz znakomicie. Monologi wewnętrzne i zewnętrzne, dialogi obrazujące fabułę... wszystko to bardzo mocno przemawia do słuchacza.
Jak wspominałem, opowieść "Ayeron" powinien poznać każdy fan kabelków, komputerów i kosmicznych wojaży. Projekt ten nie jest bez wad, nikną one jednak w ogromie klimatu i wielowymiarowości dzieła. To "Blade Runner" muzyki, "Gra Endera" dźwięku, "Ghost in the Shell" rockowej opery. Nie znać "Ayreona" to jak nie znać wyżej wymienionych arcydzieł.
Oficjalna strona projektu
Subskrybuj:
Posty (Atom)