wtorek, 29 grudnia 2009

Kilka gorzkich słów... O komiksach, Barwach szczęścia i takie tam...

http://www.barwyszczescia.pl/galery/20071112/juliamarczak_4315_PB.jpg

Już? Pozbierali szczęki z podłóg? To dobrze. Uspokajam - nic mnie dupę nie ugryzło, telenowel nie oglądam (poza "Pierwszą Miłością" - poziom schizu na minutę odcinka przeszedł przez granicę farsy i budzi autentyczną, choć nieco chorą, fascynację), jeszcze mi moje szare komórki miłe - może jak przejdę na emeryturę.
Jakiś czas jednak zdarzyło mi się rzucić okiem na jeden z odcinków popularnego ponoć tasiemca pod pretensjonalnym tytułem "Barwy szczęścia". Moją uwagę przykuł fakt, że jeden z bohaterów (niedoleczony ćpun, którego imienia nie dałem rady zapamiętać) postanawia... Narysować komiks. Tak! Pomysłowość scenarzystek w tym momencie niemal zwaliła mnie z nóg. Bo KOMIKS? Tak niepoważne medium? I to nie jakiś tam infantylną bajkę science-fiction, a poważny, artystyczny komiks o narkomanii.
I niby fajnie, że w mainstreamie zaczyna kwitnąć taka wizja niszowego, bądź co bądź medium, ale... Diabeł tkwi w szczegółach.
Po pierwsze, serialowy komiksiarz kreowany jest na wiecznego chłopca, ktory woli całą noc oglądać "Czterech pancernych i psa" zamiast spędzić ten czas z żoną, na chyba najbardziej naturalnej czynności... A właśnie - skoro już kreują nerda, to nie powinni do jego odgrywania angażować metroseksualnego wymoczka (choć z drugiej stron to chyba w sumie dobrze, że nie ulegają krzywdzącym stereotypom).
Po drugie, sam wątek jest wręcz komiczny. Oto mamy faceta, który rysuje komiks na którym zarabia całkiem nieźle (sic!), promuje go w telewizji, a niedługo po premierze dostaje propozycje stworzenia filmu animowanego na podstawie swojego dzieła... Śledziu, ty to widzisz i nie grzmisz?
Po trzecie i najciekawsze - twórcy serialu postanowili wypromować swój serial w nietypowy sposób i zlecili stworzenie kilku stron komiksu. Tak, założę się, że prawie nikt z fanów komiksów o tym nie wiedział. Ja też natrafiłem na to w sumie przypadkiem i... cóż, o ile sama idea jak najbardziej godna pochwały, o tyle wykonanie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Zobaczcie sami. Nie wiem, kto stoi za tym pseudokomiksowym potworkiem, ale całkiem słusznie ukrywa swoją tożsamość. Zarówno warstwa graficzna, jak i narracja po prostu przerażają infantylizmem, niedopracowaniem i brakiem jakiegokolwiek zmysłu estetycznego. I taki komiks zrobił furorę?
Podsumowując - bardzo fajnie, że serial o takiej oglądalności porusza temat naszego, nieco hermetycznego półświatka komiksowego. Mogli to zrobić lepiej, prawda, ale czego tu oczekiwać po serialu, którego głównym targetem są gospodynie domowe?

sobota, 26 grudnia 2009

Kilka gorzkich słów... Epic Facepalm

Wesołych świąt (życzenia trochę spóźnione, ale zawsze...). Dziś w programie nie będzie morza krokodylich łez obrazujących moje emo w stosunku do całego świata. Nie będzie sarkania na zgniłą, konsumpcyjną rzeczywistość, gdzie jakiekolwiek ludzkie odruchy zostały ograniczone do klinicznego minimum. Będzie tylko ten link, na którego źródło natknąłem się podczas wieczornego spaceru po Esensji. I wystarczy.
Nie klikajcie. Nie psujcie sobie ostatniego dnia świąt.

piątek, 18 grudnia 2009

Do poczytania... Star Wars Komiks Wydanie Specjalne #3

http://www.ossus.pl/images/0/07/SWK_Open_Season.jpg

No dobra, mam słabość do zeszytówek. Jeśli ktoś za niespełna 10 złociszy daje mi przyzwoicie wydany niemal stustronicowy komiks, to nie potrafię, po prostu nie potrafię sobie odmówić. Mimo, iż Gwiezdne Wojny nie rajcują mnie aż tak, jak niektórych, chociaż poprzedni numer zasysał do sześcianu, postanowiłem zrezygnować z dwóch piw (doceńcie poświęcenie - u studenta świadczy to o wyjątkowo dużym zaangażowaniu) i zaryzykować kupno najnowszej części kwartalnika tym razem opowiadającego o dzieciństwie i młodości Jango Fetta.
Nie chcę po raz kolejny popełniać ciężkiego grzechu dyfuzorowania, powiem tylko, że czteroczęściowa opowieść ma formę "szkatułkową". Ramowa nowela dzieje się dekadę przed brzemienną w skutkach Bitwą o Geonosis. Przyszły Imperator rozmawia z hrabią Dooku o najlepszym kandydacie na "ojca" armii klonów. Przysłuchując się ich opowieściom, wymuszeniom zeznań i dialogowi Janga z Dooku, przenosimy się do kluczowych momentów życia mandaloriańskiego najemnika.
Trudno mi powiedzieć coś bliżej o fabule, nie zdradzając konkretów - dość rzec, że nie jest ona specjalnie wymyślna. Ot - w miarę sensownie usprawiedliwia toczącą się na kartach nawalankę pomiędzy zbuntowaną frakcją Mandalorian, a Fettem i spółką. Przez cały komiks dzieje się dość dużo. Pościgi i walki przeplatają się z lżejszymi, dającymi wytchnienie "powrotami do przyszłości". Nie powiem - fabuła jest poprawna... Ale daleko poza poprawność nie wykracza. Brak tu naprawdę mocnych akcentów, błyskotliwych dialogów czy frapujących zwrotów akcji. Owszem, te ostatnie występują wcale często, są jednak w moim odczuciu trochę zbyt przekombinowane. Generalnie jednak nie jest źle, jak na czysto rozrywkowy, nastawiony na akcję komiks "Łowy" naprawdę dają radę.
Kreska... no cóż, jestem pewien, że Ramón F. Bachs bardzo sie starał nadać komiksowi epicki, filmowy charakter. Nie wyszło. Kreska jest słaba, kolory nałożone co najwyżej poprawnie... Określiłbym to mianem "średniej galaktycznej". Oba poprzednie komiksy wydane w ramach Wydań Specjalnych prezentowały się pod tym względem nieporównywalnie lepiej.
Średni komiks. W sumie nie żałuję, że go kupiłem, bo zaserwował mi on pół godziny całkiem sympatycznej rozrywki. Możliwe, że fani Star Wars ocenią go wyżej. Generlanie jednak jest to zwyczajna sieczka pozbawiona głębszych ambicji (co w sumie nie jest niczym złym, nie każdy komiks musi być od razu Sandmanem). Ot, czytadło.


Scenariusz: Haden Blackman
Rysunek: Ramón F. Bachs
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 96
Cena: 9,99 zł
Dostepność: Kioski, Empiki

środa, 16 grudnia 2009

Kilka gorzkich słów... List protestacyjny w sprawie likwidacji bibliotek

Panie Premierze,

My niżej podpisani — pisarze, tłumacze, redaktorzy, wydawcy, bibliotekarze i czytelnicy — protestujemy przeciwko planowanym zmianom w prawie pozwalającym na likwidację bibliotek w małych miejscowościach. Pan Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski twierdzi, że chodzi tu o łączenie niedochodowych bibliotek z innymi niedochodowymi instytucjami kulturalnymi, co ma obniżyć koszty ich utrzymywania. Kryterium dochodowości placówki kulturalnej, jaką jest biblioteka, użyte przez ministra kultury zdumiewa i wysoce niepokoi. Podzielamy obawy polskich bibliotekarzy, którzy słusznie widzą w tym zamysł likwidacji bibliotek.

Znamy dobrze polską rzeczywistość. Jeździmy po polskiej prowincji, do małych miejscowości i jeszcze istniejących małych bibliotek, jedynych w promieniu wielu kilometrów ośrodków kultury. Polski pisarz często nie ma innego sposobu dotarcia do czytelników. Zważywszy na niski poziom oferty kulturalnej mediów, w tym mediów publicznych, dla czytelników to jedyny żywy kontakt z autorami. To małe biblioteki są oazami, w których przetrwała sztuka czytania i sztuka rozmowy o książce. Biblioteki nie są — wbrew mniemaniu polskiej klasy politycznej — reliktem odchodzącego świata, o czym świadczy ich rola w Europie Zachodniej, gdzie liczba wypożyczeń z roku na rok rośnie.

Publicznie anonsowany przez ministra Zdrojewskiego zamiar przetworzenia bibliotek w „centra innowacyjności i kreatywności” okazuje się politycznym pustosłowiem. W roku 2009 w ramach programu mecenatu kulturalnego państwo przeznaczyło na biblioteki 2 miliony złotych. Czystą fikcją staje się program Biblioteka+, który do tej pory nie ma ani budżetu, ani harmonogramu wprowadzania w życie. Ten sam minister ogranicza wydatki na finansowanie bibliotek z budżetu ministerstwa w 2010 roku z założonych 40 milionów złotych do 10 milionów.

Panie Premierze,

dwadzieścia lat temu byliśmy dwa razy biedniejsi, a stać nas było na biblioteki. Przez te dwadzieścia lat kraj bogacił się o kilka procent PKB rocznie. Teraz przy postępującym spadku czytelnictwa i groźbie funkcjonalnego analfabetyzmu okazuje się, że Polski nie stać ani na program walki z tymi zjawiskami, ani na utrzymanie bibliotek. Przez dwadzieścia lat wyeliminowaliśmy z programów szkolnych edukację kulturalną, zamykaliśmy czytelnie publiczne i nie uzupełnialiśmy dostatecznie zbiorów bibliotek. Polski nie stać na pełnienie roli niewyedukowanego pariasa Europy, Polaków na bycie narodem barbarzyńców. Wzywamy Pana, Panie Premierze, do działań, które zaświadczą, że podziela Pan nasze zdanie. Wzywamy do poszanowania Konstytucji RP, gwarantującej obywatelom dostęp do kultury.

Sami nie będziemy stać bezczynnie. Powołujemy Obywatelskie Forum Dostępu do Książki — forum dla wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w walce ze spadkiem czytelnictwa, w pracach nad uzdrowieniem rynku książki i odrodzeniem bibliotek w Polsce. Do udziału w tym przedsięwzięciu zapraszamy wszystkich ludzi książki i czytelników

źródło: Fantazmaty

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Felieton okazjonalny - Koncert 39/89 Zrozumieć Polskę



Wrocławski raper, kompozytor i producent kryjący się pod pseudonimem L.U.C jest jedynym współczesnym współczesnym polskim wykonawcą, którego bez nijakiego poczucia żenady mogę nazwać Artystą. Tak, Artystą przez duże A, Artystą największego formatu, Artystą, którego pamiętać będziemy za 10, 20 czy nawet 50 lat, zaś wyemitowany wczorajszej nocy przez TVP 2 koncert 39/89 Zrozumieć Polskę jest tego najlepszym dowodem.
Mając świeżo w pamięci dwójkowy koncert, wciąż będąc pod wrażeniem kompleksowości całego projektu wciąż trudno mi powiedzieć, czego właściwie doświadczyłem. Ci, którym nieobca jest twórczość Łukasza Rostkowskiego wiedzą, czego się spodziewać, co do reszty... może powiem najpierw, czym ten koncert nie był.



Przede wszystkim, niech nikt nie nastawia się na hip-hopowo jazzowego Rubika. L.U.C to kompozytor zupełnie innego formatu, którego twórczość nie jest i nigdy nie była uzależniona od banalności umysłu przeciętnego człowieka. Innymi słowy - ta muzyka nie jest dla każdego. Nie jest to też efekciarski popis, jakiego moglibyście się spodziewać po artyście hip-hopowym. Zapomnijcie - eluce podszedł do sprawy z właściwą powagą i pieczołowitością. I w końcu, nie jest to też typowa produkcja L.U.Ca. Próżno tu szukać jego surrealistycznych tekstów (o tym później) czy nieskrępowanej gonitwy dźwięku i słowa.



Sam tytuł "39/89 Zrozumieć Polskę" jest nieco mylący. Otóż eluce nie odkrywa przed nami żadnych rewelacji, nie tłumaczy nam naszego kraju. On po prostu jeszcze raz przedstawia nam jego historię - od wybuchu Drugiej Wojny Światowej począwszy na obaleniu komunizmu skończywszy. Słyszymy historię doskonale nam znaną, jednak L.U.C opowiada nam ją po swojemu - za pomocą dźwięków, słów i obrazów. Po raz kolejny więc mamy szansę przyjrzeć się wydarzeniom, o których możemy czytać dziś w podręcznikach historii, wydarzeniom, które ukształtowały współczesną Polskę.



Muzycznie jest wprost niesamowicie. Na potrzeby projektu L.U.C skomponował 18 utworów będących niesamowitą kolażem jazzu, trip-hopu, muzyki elektronicznej i filmowej. Wrocławski artysta nie boi się odważnych eksperymentów, brawurowo okiełznał wszystkie elementy muzyki, wzbogaconej archiwalnymi nagraniami i przestrzennymi animacjami wykonanymi przez Marcina Kobyleckiego - pracownika obsypanej nagrodami firmy Platige Image.



Trudno oceniać poszczególne utwory w przypadku, gdy stanowią one zwartą całość, gdybym jednak miał wskazać najlepszy fragment koncertu, byłoby nim wykonanie utworu "Przebudzenie Boga 1987" - niesamowity, epicki utwór wzbogacony fragmentami przemówienia Jana Pawła II (z obowiązkowym "Niech zstąpi duch Twój i odmieni oblicze ziemi... Tej ziemi.") i Lecha Wałęsy. Serce roście słysząc, jak Polska zaczyna otrząsać się siedzącego na niej okrakiem komunizmu.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, cały koncert będzie można obejrzeć na oficjalnej stronie L.U.C.a. Polecam. Ale nie wszystkim - tylko miłośnikom odważnej eksperymentalnej muzyki. Cieszy mnie, że i takie projekty powstają w naszym kraju, a patriotyzm nie zawsze musi wiązać się z męczącym patosem. A o L.U.Cu jeszcze nieraz usłyszymy.

środa, 9 grudnia 2009

Zrozumieć Polskę 39/89



W najbliższą niedzielę telewizja postanowiła w nowatorski sposób oddać atmosferę czasów wprowadzenia stanu wojennego. Późnym wieczorem wyemitowany zostanie multimedialny koncert L.U.Ca – „39/89 Zrozumieć Polskę”.

W 28. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego po raz pierwszy przy tego rodzaju wydarzeniu wykorzystane zostaną nowoczesne techniki wizualno-paraholograficzne stworzone na bazie materiałów archiwalnych i animacji,przygotowanych przez zespół grafików z JUICE. Słuchając filmowej muzyki będziecie mogli ujrzeć przemawiające postaci historyczne, a w wśród nich np. Władysława Gomułkę, który pojawiać się będzie wyświetlony niczym Lord Wader na jednym ze statków swojej kosmicznej floty w sadze Lucasa. Spektakl wyreżyserował Jarosław Minkowicz, którego koncert „Siedem Bram Jerozolimy” do muzyki Pendereckiego nominowany był niedawno do nagrody EMMY. Jest to z pewnością doskonała zapowiedź jakości przedsięwzięcia.

L.U.C postanowił zaprosić gości ze świata polish jazzu, który to według niego „obok gierkówki, Misia Bareji i drażetek kokosowych był najlepszym polskim produktem PRL-u". Na scenie wraz L.U.Ciem i orkiestralnym oktetem wystąpią: urodzony na początku półwiecza 39/89, wybitny saksofonista Zbigniew Namysłowski, a także utalentowany młody pianista - Sławek Jaskułke.

Koncert to nie tylko okazja, aby w sposób niecodzienny, przybliżyć młodym ludziom rocznicę wprowadzenia stanu wojennego i ostatnie 50 lat historii. Jest on także ważnym sygnałem otwierania się mediów z misją publiczną na młodych twórców.

- To chyba ten moment, na który tak długo czekaliśmy. To kolejny przełom dla mnie, a także innych, którzy chcą coś zmienić w polskiej kulturze. W końcu profesjonalny świat otwiera drzwi i daje szanse młodym Polakom, którzy nie chcą powielać cyrku tańca na wrzodzie – mówi L.U.C Dziękuję TVP i miastu Wrocław za odwagę i zaufanie – dodaje artysta.

Początek transmisji niedziela, 13 grudnia, o godzinie 23:20 w TVP2

Żródło - www.zrozumiecpolske.pl
Od siebie dodam tylko, że L.U.C jest jednym z najoryginalniejszych i najciekawszych artystów ostatnich lat, a sam projekt zapowiada się co najmniej interesująco. Na pewno poświęcę niedzielny wieczór na zapoznanie się z lukową wizją historii naszego państwa.