czwartek, 11 lutego 2010

Kilka gorzkich słów... dlaczego dzieci powinno się trzymać z dala od MS Worda?

Wczoraj w wieczornych wiadomościach pokazywali czternastoletnią dziewczynkę, która napisała siedem powieści fantasy, a jedną już nawet wydała. Prezenterka rozpływała się nad małolatą, posuwając się do określenia jej następczynią Andrzeja Sapkowskiego (Fail Roku?). Sama przyszła wieszczka wypowiadała się w sposób zgoła niegramatyczny, choć to zapewne wpływ filującej jej na opryszczone czoło kamery.
I, rozumiecie, coś we mnie pękło. Ale nie zalałem się rzewnymi łzami, nie wszedłem na Mont Blanc, by tam dokonać metamorfozy, nawet nie rzuciłem bluzgiem, co ostatnio nader często mi się zdarza. Wyłączyłem kompa i poszedłem umyć głowę. Zawsze, jak mam coś głębszego do przemyślenia, idę myć głowę. Taki fetysz.



Zawsze, gdy widzę ten masowy onanizm w chwili, gdy jakiemuś nastolatkowi uda się wydać książkę, coś mnie trafia. To spuszczanie się, jakie toto utalentowane, mądre i zmyślne, że u progu dorosłości dokonało czegoś, co i tak jest domeną niewielu mogących wylegitymować się dowodem osobistym jest po prostu... nie, nawet nie denerwujące. Smutne.
Przeczytałem "Eragona". Zacząłem "W lustrze snów", ale nie zdzierżyłem. Obie te pozycje to bardzo przeciętne książki. Po głębszej analizie (każdy, kto czytał którąś z tych pozycji doceni poświęcenie) doszedłem do wniosku, że dziecko (czternasto-, piętnastolatek) nie ma szans napisać dobrej powieści. Nie chodzi tu nawet o brak doświadczenia literackiego - po prostu małolat, mówiąc kolokwialnie, nie zna życia na tyle, by przekonać nas do swojej wizji świata, by stworzyć uniwersum, przy którym zawieszenie niewiary będzie możliwe na tyle, by dać się złapać na fabularny haczyk. Bo czy dziecko - młody literat - jest w stanie nas czymś literacko zadziwić, zaskoczyć, zaciekawić? Powiem brutalnie - jeśli nie zostało zgwałcone przez swojego ojca, to nie (przykład ekstremistyczny, mam nadzieję, że zrozumiały kontekstowo).



Co sprawia, że wydawcy godzą się wesprzeć nieotrzaskanego z literaturą dzieciaka, który wyprodukował powieść? Chodzi, oczywiście, o pieniądze. Postaram się przekazać to na hipotetycznym przykładzie:

  1. Sadzamy dwuletnie dziecko przed komputerem, uruchamiamy edytor tekstu i zachęcamy szkraba do zabawy klawiaturą. Czynność tę powtarzamy dopóki wystukane przez malucha abstrakcyjne ciągi znaków nie osiągną wymaganego przez wydawcę minimum.
  2. Teraz tekst przechodzi przez gęste sito redaktorów którzy każdy ciąg wyrazów typu "nbio", "bcudiad" czy nawet "vdnsiffhiwak" przerabiają na słowa, które choćby w zbliżeniu przypominają oryginał.
  3. Przerobiony przez armię redaktorów tekst wygląda mniej więcej tak "gdy aby nieco rusza wychył się znosi dalekich fraktali nie będzie zagadany". Teraz leci on do druku.
  4. Ważna jest nota na tylej okładce - "Powieść napisana przez dwulatka - surrealistyczne dzieło obwołane nowym nurtem w sztuce postmodernistycznej! Musisz to przeczytać!" Za względu na nieczytelność tekstu, dwuletniego pisarza można obwołać następcą Jacka Dukaja.
  5. Teraz wystarczy tylko kosić kasę i jak najszybciej sprzedać prawa do ekranizacji, bo nie wiadomo, jak szybko pojawią się naśladowcy.
Im starszy jest młodociany autor, tym mniejsza jest interwencja sztabu poprawiaczy, ale generalnie zasada się nie zmienia.



I mnie tylko żal tych dzieci - w młodości wszyscy im mówili, jacy to są genialni, a gdy tylko wiatr koniunktury zaczyna wiać z innym kierunku, skazuje się ich na wieczne zapomnienie. A przecież obiecano im wieczną sławę i chwałę. Później dorosły już człowiek bierze do ręki swoją książkę, czyta ją i łapie się za głowę, jak mógł kiedyś wypisywać takie bzdury. Z tym, że teraz już nikt go nie potraktuje na poważnie - dorósł, więc przestał być chodliwym towarem, będą inne literackie dzieci. I mądry się robi pisarz po szkodzie.
Szkoda, że za późno.

3 komentarze:

qrjusz pisze...

Przeczytałem dzisiaj wracając do domu o dziewczynce która zwie się Dominika Ożarowska. Ta oto młoda kobieta poczyniła dzieło "Nie uderzy żaden piorun" :) z tego co wyczytalem w artykule adresowane do publiki w podobnym wieku co pisarka (liceum)

reiha pisze...

Przeczytałam obie te książki, ale może napiszę tylko o Catherine Webb.
Skusił mnie tytuł i opis z okładki, ale dzieło było okropnie nudne, toporne i czytało się bardzo wolno. Ale, niestety albo stety, trafiłam na jej jeszcze jedną książkę (tym razem bodźcem była okładka -_- nie zwróciłam uwagi na to, że to ona, serio!) i była dużo lepsza. Nie genialna, ale całkiem znośna. Chociaż miałam wrażenie, że postaci budowane są według tego samego wzorca, co było irytujące.

no dobra, trochę o Eragonie.
Wydaje mi się, że z każdym tomem Paolini rozwija się i wpada na nowe pomysły.. yy.. narracyjne? Co jest fajne, ale wygląda trochę głupio na tle poprzednich tomów. Moim zdaniem mógłby poczekać kilka lat, bardziej dojrzeć i dopiero coś wydać, co przecież nie byłoby problemem, bo z tego co pamiętam wydawnictwo należy do jego rodziców. Jestem prawie pewna, że po publikacji ostatniego tomu poprzednie zostaną wydane w wersji poprawionej, a rzesze fanek radośnie rzucą się do sklepu.
Zresztą lepsze to, niż te wszystkie "Zmierzchy" :P

Misiael pisze...

@Czarownica

Porównaj sobie fabułę "Eragona" z klasyczną trylogią "Star Wars". Zupełny plagiat moim zdaniem.