środa, 4 lutego 2009

Kilka gorzkich słów... O komiksach słów parę.

http://komiks.nast.pl/gfx/artykuly/kopecindykowoduze.jpg

W komiksowym półświatku zawrzało. Wszyscy (a w każdym razie - znaczna większość) osób liczących się, mniej lub bardzie, w branży Polskiego komiksu zwarło szyki i rozpoczęło burzliwą dyskusję na wszystkich frontach - mniej, lub bardziej szumieli Śledziu, Adler, KRL, Koko i wielu, wielu innych. Ja, rzecz jasna, nie mam zamiaru odstawać od tej wnerwionej trzódki. Zwłaszcza, że jest się o co wnerwiać.
Poszło o ten wywiad w Alei Komiksu. Wywiad przeprowadzony z Krzysztofem Kopćem, stosunkowo mało znanym rysownikiem komiksowym. Kopeć, dodajmy, puszy się w tym wywiadzie, jakby był co najmniej Moebiusem, a swoje wypowiedzi ubiera w poetyckie metafory. Nie o samozachwyt artysty z dolnej półki tu jednak idzie, a o głoszone przezeń tezy. Mianowicie, Kopeć twierdzi - w ogromnym skrócie - jakoby artyści komiksowi młodego pokolenia nie tworzą niczego godnego uwagi i sami są sobie winni za małe nakłady. Kopeć widać nie zauważył, że czasy siermiężnego socjalizmu mamy już za sobą i głoszenie takich bredni jest tylko godne politowania. Nie chce mi się zagłębiać w szczegóły - pora już bowiem późna - toteż wyjaśnię w telegraficznym skrócie: Dawn, dawno temu był sobie Krajowa Agencja Wydawnicza, która siedziała głęboko w kieszeni ówczesnej władzy. KAW był w istocie olbrzymią machiną, która mełła w swoich trybach rozmaite Klossy, Żbiki i Tytusy - promowała komiksy niezagrażające propagandowo władzy. Potem przyszedł rok 1989, co wtedy było możecie sobie przeczytać w książce od historii. Nadeszło wyzwolenie, nowe pokolenie "poprawność polityczną" zaczęło mieć głęboko w odbytnicy, zwłaszcza, że we wczesnym dzieciństwie liznęło trochę poprzedniego ustroju. Zaczęły wychodzić pozycje ambitniejsze, skierowane do ciut inteligentniejszego niż przeciętny pożeracz Tytusa czytelnika. Do zabawy włączył się ponadto TM-Semic, który zalał rynek przedrukami zachodnich komiksów (ech, gdzie te czasy...?).
Gdzieś w tym wszystkim tkwił pan Kopeć, który po zmianie ustroju zaczął mieć poważne kłopoty ze znalezieniem pracy. Zaciągnął się najpierw do "Ciuchci" (magazyn dla dzieci - padł), potem do "DD Reporter" (też padł) jako tak zwany artysta.
I ów siedzący głęboko w czerwonej kieszeni jegomość, ów ilustrator bajek dla dzieci osmiela się krytykować jedynych ludzi, dzięki którym istnieje jeszcze w Polsce jakiś półświatek rodzimego komiksu. I nic dziwnego, że Kopcia (hardkorowe nazwisko, swoją drogą) szokuje wulgarność w komiksach młodych twórców - jak się całe życie zarabia rysowaniem Kulfona i Moniki, a potem jakiegoś dziwoloąga wyglądającego jak żółty klocek, to to się musi w końcu odbić na psychice.

Jeszcze raz:

Wywiad z Krzysztofem Kopciem.

Co sądzi o tym KRL (polecam)

1 komentarz:

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Ja chciałem tylko zaprotestować i sprostować.

Inicjatywa wydawnicza Dolna Półka z p. Kopeciem nic wspólnego nie ma i mieć nie zamierza.

To pisałem ja, niżej podpisany (bądź wyżej, zależy jaki temat ma blog).