środa, 29 kwietnia 2009

Co w graniu piszczy? Don't Look Back

http://www.didntyouhear.com/wp-content/uploads/2009/03/dontlookback.jpg

Pamiętacie może mój felieton o Pegasusie? Pewnie tak, bo - jak z pewnym zaszokowaniem zauważyłem - zrobił on małą furorę na wykopie i na portalu Gamezilla. Nie ukrywam, że moje ego zostało tym bardzo mile połechtane :) Co poniektórzy współczuli mi dzieciństwa w trybie no-life, muszę więc sprostować - w opisie, cytuję: "Powrót ze szkoły, Pegasus, obiad, Pegasus, lekcje, Pegasus, kolacja, Pegasus, mycie zębów, Pegasus, spać, (a jak rodzice już usnęli to Pegasus)." było sporo przesady - oprócz pegasusowego miałem też normalne życie. Latałem za piłką na boisku, wkurzałem psa sąsiadów i robiłem setki różnych rzeczy, które robiły dzieci w moim wieku. Przy opisie trochę się rozpędziłem, więc tym, którzy uznali mnie za jakiegoś proto-geeka mówię, że jednak trochę zostali wprowadzeni w błąd.
Do rzeczy jednak - felieton o pegasusie przywołuję tu nie po to, by chwalić się moimi osiągnięciami, a po to, by nawiązać do dzisiejszego tekstu. Otóż, w przywoływanym felietonie na marginesie sformułowałem następującą tezę - proste, mało skomplikowane gry częstokroć mają coś, co umyka wielkim, wypasionym hitom. Chodzi mi o grywalność, miodność - to "coś" co każe ciągle powracać do wielokrotnie ukończonej gry, co ciągnie nas do klawiatury i przed monitor. To "coś" nie ma nic wspólnego z grafiką, muzyką, sterowaniem a nawet fabułą. Przekonałem się o tym grając w Don't Look Back.



Don't Look Back to uproszczona do granic możliwości platformówka z obłędnym klimatem. Fabuła nawiązuje do mitu o Orfeuszu i Eurydyce - główny bohater zapuszcza się w głąb Hadesu, by wyzwolić ducha swej ukochanej. Gra nie ma żadnego intra, nie pada w niej ani jedno słowo (co jeszcze bardziej nakręca klimat, o którym za chwilę opowiem) lecz cała "intryga" jest nam jasna w zasadzie od początku

.http://www.dontshootfood.com/wordpress/wp-content/uploads/2009/03/ss_dontlookback.png

Klimat jest obłędny -mroczny, niepokojący, choć lekko "liryczny" - i w zasadzie trudno powiedzieć, czemu. Gra operuje w raptem 4 kolorach, główny bohater jest zbudowany z garści pikseli, a jego mobilność ogranicza się w zasadzie tylko do biegania, skakania i strzelania (guna dostajemy dopiero po przebrnięciu przez kilka pierwszych poziomów). Na czoło wybija się muzyka - jeden prosty, ale bardzo efektowny motyw muzyczny, który uaktywnia się podczas ważniejszych punktów akcji (np. walk z bossami, których jest dwóch).
W ogóle - co ja Wam będę pisał. Zagrajcie sami. Od razu ostrzegam - to, że gra jest prosta, nie znaczy wcale, że jest łatwa. Warto dobrnąć do końca, bo zakończenie jest po prostu niesamowite i niezapomniane.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

JAKIE jest to zakończenie, bo nie mogę za nic drugiego bossa przejść, a umieram z ciekawości? ;p