piątek, 3 września 2010
Filmograf - Haven
Na pierwszy rzut oka - kolejny klon nieodżałowanego X-Files dla ubogich. Na drugi to samo, tylko bardziej i ze wsparciem w postaci powiązania fabuły serialu z Colorado Kid - jedną z książek Stephena Kinga. Książki nie czytałem, co jednak nie przeszkadzało mi z przyjemnością obejrzeć pierwsze odcinki serialu Haven.
Po kolei. Akcja serialu toczy się w tytułowym miasteczku, w którym wiele lat temu panowały Kłopoty - czas, gdy działo się wiele naprawdę dziwnych rzeczy. Agentka federalna Audery Parker przybywa do Haven tropem groźnego przestępcy, który krótko po dotarcia do miasta ginie w tajemniczych okolicznościach. Audery łączy siły z miejscową policją w osobie Nathana Wuornoa, nieco enigmatycznego mężczyzny cierpiącego na niezwykłą przypadłość - Nathan nie odczuwa bólu. Każdy odcinek to kolejna sprawa, którą rozwiązuje ta dwójka - Audery postanowiła zostać w Haven, by zbadać dawną sprawę niejakiego Colorado Kida. Oczywiście, ma swoje powody. Na zdjęciu z archiwalnego numeru gazety opisującej tę sprawę Audery zauważyła kobietę niezwykle do nie podobną.
Pilot serialu nastraja nas doń bardzo optymistycznie. Serial jest wciągający, główna bohaterka ma cięty język i nie sposób jej nie polubić, a także poznajemy Duke'a - wyszczekanego szmuglera, który swoim łobuzerskim urokiem kradnie dla siebie większość scen, w jakich się pojawia. Zagadka jest tajemnicza, jednak akcja przebiega dość schematycznie. Nie psuje nam to jednak dobrego wrażenia. Schody zaczynają się dopiero w okolicach trzeciego, czwartego odcinka - schematyczność i pewna przewidywalność daje się we znaki, co może zniechęcić mniej cierpliwych oglądaczy, zwłaszcza, że cięty język Audery nagle się stępia, a wywołujące uśmiech one-linery, którymi na lewo i prawo rzucała w pilocie, w dalszych odcinkach występują w ilościach laboratoryjnych. Jakby tego było mało, główny wątek - poszukiwanie informacji o tajemniczej kobiecie ze zdjęcia - strasznie się ślimaczy, co zamiast zainteresowania powoduje frustrację.
Do tej pory w sumie narzekałem na ten serial, tym niemniej zapewnił mi on (i dalej zapewnia, bo dobiłem dopiero do połowy pierwszego sezonu) całkiem sporo dobrej zabawy. Jeśli kogoś przytłaczał ciężki klimat X-Files, tu mogą nieco odsapnąć - zdecydowana większość scen kręcona jest w pełnym świetle, najczęściej w przepięknych plenerach (kolejny niekwestionowany plus tej produkcji). Kreacje aktorskie wypadają przyzwoicie, choć bez rewelacji - najbardziej rozczarowuje Lucas Bryant, aktor wcielający się w rolę Nathana, który najwyraźniej cierpi na porażenie mięśni twarzy uniemożliwiające mu zagranie mimiką. Większość scen snuje się z miną dostojnego wodza Indian, z rzadka uśmiechając się albo unosząc brwi. Za to Eric Balfour, serialowy Duke, to - jak już wspomniałem - najjaśniejszy punkt obsady.
Cóż mogę dodać? Nie jest to produkcja, która zapisze się złotymi zgłoskami w historii, wątpię nawet, czy powstanie drugi sezon. Mimo to, serial jest przyzwoitym zabijaczem czasu, który jednym podejdzie, innych odrzuci. Moim zdaniem warto zaryzykować, bo dla fanów prozy Stephena Kinga Haven będzie niewątpliwą gratką. Spodobają im się subtelne nawiązania poszczególnych fabuł do niektórych książek Króla. Ci uważniejsi wyłapią takie smaczki, jak nazwisko Flagga pojawiające się już w czołówce czy... W sumie tylko to udało mi się wypatrzyć, ale żaden ze mnie kingowy fanatyk. Tak czy inaczej - polecam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz