niedziela, 5 lipca 2009

Kilka gorzkich słów... 4 grzechy biblioteczne

http://www.kul.lublin.pl/oldbukul/akademia/2004_12_13/obrazki/niszczycielskie_plesnie.jpg

Z pewnością w ciągu swojego życia spotkaliście niejednego z nich - bibliotecznych dywersantów, książkowych gwałcicieli, najgorszy koszmar bibliomanów i stałych bywalców bibliotek. Ci nikczemnicy, ludzkie węże i najzwyczajniejsze w świecie gnidy, które kradną książki z bibliotek, bezrefleksyjnie przetrzymują nowości, niszczą książki... Nawet teraz, gdy o nich myślę, krew szybciej krąży mi w żyłach, a pięści bezwiednie zaciskają się w geście bezsilnej wściekłości.
W tym felietonie mam zamiar przedstawić najczęstsze grzechy tak zwanych "czytelników". Rzeczy, których byłem świadkiem i o których słyszałem zjeżyłyby włosy na głowie nie tylko wieloletnich bibliotekarzy, ale i aktywnych bywalców wciąż licznych w naszym kraju świątyni muzy Kaliope. Niektóre z tych incydentów nieomal dorównują podpaleniu Biblioteki Aleksandryjskiej, choć możliwe, że w tym momencie przemawia przeze mnie czytacz-fundamentalista. Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy biblioteki dostępne były nielicznym, godnym ludziom, a za kradzież czy zniszczenie książki groziła nawet kara śmierci. Może jeden tępy kloc z drugim by się dwa razy zastanowił, zanim znowu zasiądzie do lektury ze szklanką soku i na wpół rozpuszczoną tabliczką czekolady... Brr! Aż mnie ciarki przeszły. Ale mówić o tym trzeba. A bibliotekarzom mówię - nie odpuszczajcie!

1. Cisza ma być!
Do biblioteki uczęszczam kilka razy w tygodniu - przeważnie na początku i na końcu tygodnia, w godzinach popołudniowych, kiedy w tym przybytku literatury jest akurat największy tłok. Ludzie! Biblioteka od wieków była ostoją ciszy i spokoju, uroczyste milczenie niczym w świątynni zawsze było genius loci najmarniejszej nawet biblioteki. A tu co? Wchodzę i jedna osoba głośno nadaje przez komórkę, jakiś koleś puszcza na cały regulator uszojebne techno, które wydobywa się z wiszących mu na szyi niczym chomąto słuchawek. Dwie psiapsiółki szczebioczą, za nic mając sobie należny instytucji bibliotecznej szacunek... Zgroza. A jak, ogarnięty świętym oburzeniem, wygarnę wszystkim, że takie zachowanie zakrawa na świętokractwo, to tylko patrzą się na człowieka jak na wariata... Straszne. A najgorsze, że nawet personel biblioteczny czasem kala ciszę budynku, niepotrzebnie unosząc głos, czy - uwaga - włączając radio (!).

2. Nie przetrzymuj książek!
Klasyczna sytuacja - jesteś w trakcie czytania kilkutomowego cyklu fantasy - na przykład "Mrocznej Wieży" albo "Malazańskiej Księgi Poległych". Wciągnięty w wir wydarzeń wypożyczasz kolejne tomy sagi, z zapartym tchem śledzisz losy bohaterów... W końcu idziesz do biblioteki z zamiarem zwrotu przeczytanych już pozycji i wypożyczeniem kolejnych tomów. Oczyma wyobraźni już widzisz, jak siedzisz w fotelu zatapiając się w lekturze, szukając odpowiedzi na odwieczne pytanie "Co będzie dalej?". I okazuje się, że jakiś niewydarzony głąb, jakiś baran kudłaty, jakaś leniwa gnida przetrzymuje kolejny tom już kilka dobrych lat, ignoruje listowne ponaglenia i szanse, że w najbliższym zwróci interesującą nas książkę są praktycznie zerowe. Oczywiście prośby o podanie adresu osoby przetrzymującej książkę spływają po zasłaniających się ochroną danych osobowych bibliotekarzach jak woda po kaczce. Zbrodniarz jest nie do ruszenia.
Co ciekawe, ten typ ludzi - w odróżnieniu od złodziei bibliotecznych, o których napiszę poniżej - zawsze w końcu oddadzą książkę. Czy to za trzy lata, czy to za sześć - często korzystając z amnestii z okazji Światowego Tygodnia Książki, kiedy to można oddać długo przetrzymywaną książkę bez konieczności zapłaty kary za zwłokę.

3. Nie kradnij!
Tacy są najgorsi. Śmiecie widzące w bibliotece jeden ze sklepów sieci torrent, tyle że taki niewirtualny. Wynoszą książki w plecakach, pod bluzą albo na chama w gołych rękach! A najgorsze są małe dziewczynki z poczuciem moralności rumuńskiego kieszonkowca, które wynoszą w torebkach kolejne egzemplarze "Harry'ego Pottera" i "Zmierzchu". I już nie wiem, czy bardziej bulwersować się tym zbrodniczym procederem, czy fatalnym gustem literackim współczesnej młodzieży.
Nie ma co sie oszukiwać - w każdym ze stałych bywalców bibliotek budzi się czasem hiena o lepkich łapach. Ach, mieć na własność to wypasione wydanie "Diuny" Herberta, albo dzieło sztuki edytorskiej o nazwie "Ostatni Bohater" pióra Pratchetta! Z tym, że dzielą się oni na zacnych ludzi potrafiących oprzeć się ogromnej nieraz pokusie i ludzkie węże, którym się to nie udało. Ja sam, choćbym nawet trafił na jakieś superwypasione wydanie kolekcjonerskie "Gry Endera" z autografem autora, to nawet przez myśl nie przemknęłoby mi zawłaszczenie tego artefaktu. Chociaż, z drugiej strony... Jakbym ja tego nie zrobił, to książkę zakosiłby ktoś inny, a szkoda by było... No właśnie, widzicie o co mi chodziło, gdy mówiłem o tkwiącym w każdym z nas złodzieju.

4. Nie niszcz!
Czasem, gdy biorę do ręki sczytaną książkę, zadaję sobie pytanie - co poprzedni czytelnik robił z tym egzemplarzem, że wygląda on niczym ofiara stada wściekłych kotów wrzuconych do kadzi z kwasem. Poszarpane kartki, wygięty w pałąk grzbiet książki, pozaginane rogi, poplamione rozmaitymi substancjami stronice. Raz znalazłem we wnętrzu książki (to był kingowy zbiór opowiadań "Wszystko jest względne" jakby kogoś to interesowało) ukryte między stronami opakowanie po prezerwatywie (!) użyte w charakterze zakładki. Zero szacunku dla słowa pisanego. Najgorsze są jednak poczerniałe rogi kartek, które służą tym bezwzględnym oprawcom do czyszczenia paznokci...

Drogi czytelniku, jeżeli kiedykolwiek dopuściłeś się jednego z powyższych grzechów, natychmiast kup jakąś książkę i wręcz ją pobliskiej bibliotece jako rekompensatę. W innym przypadku bądź pewien, że znajdę cię na końcu świata i siłą wyduszę zadośćuczynienie. Śmiejesz się? Masz mnie za nawiedzonego wariata? Świra? Mogę być świrem, ale nie znaczy to, że nie jestem niebezpieczny. Takich jak ja jest wielu i możesz być pewien, że kiedyś powstanie library fight club i weźmie on na cel wszystkich nikczemników nieoddających książkom należnego im szacunku...

23 komentarze:

iskra pisze...

oczywiście ze masz racje... w każdym z tych ounktów... własna pasja-to nie świrowanie;) też często korzystam z biblioteki- i tak okropnie rozprasza mnie brak ciszy...

sl3dziu pisze...

O ile haniebne są przypadki które opisałeś, to nie można popadać w przesadyzm. Często bywam w bibliotekach i najbardziej z tego co wymieniłeś dotyka mnie jak ktoś niszczy książki. Często muszę je kleić - nawet nie z jakiś wyższych pobudek, tylko by nie wygubić wszystkich stron zanim ją przeczytam.

M. pisze...

Po przeczytaniu tego tekstu poczułam się grzeszną kobietą, chociaż tylko raz oberwałam okładkę dla bibliotecznej książki, w dodatku zupełnie nieumyślnie.:< Ale skleiłam!

Jeśli kiedykolwiek zajmiesz się organizacją library fight club i będziesz szukał członków zgłaszam się jako pierwsza. Zwłaszcza, że książkowy terroryzm zatacza coraz szersze kręgi. Teraz nie wystarczy już zniszczyć, trzeba również poniżyć kolejnego czytelnika. Parę razy spotkałam się z przypadkiem wyrwania ostatnich stron tylko po to, by kolejna osoba nie dowiedziała się zakończenia, albo przemieszania rozwalonych 500-stronicowych dzieł. Krew człowieka zalewa, gdy układa przez godzinę wszystko w odpowiedniej kolejności, a na końcu okazuje się, że i tak brakuje paru kartek, które swoim brakiem będą prześladować do końca życia.

Walter pisze...

Ja za to bardzo dobrze wspominam pewnego wandala który na ostatniej stronie każdego tomu SW wypisywał krótką dwu-trzy zdaniową recke. Qui-Gon się podpisywał. Czasem większy był ubaw z tych recek niż z całej książki która jak to SW dość często biedna była.

Ale co do całej idei fight clubu to jestem bardzo przychylny.

prawnik pisze...

Ciekawa publikacja

Anonimowy pisze...

Dlaczego Rumuńskiego kieszonkowca, to Wy Polaczki jesteście największymi złodziejami w Europie przecież.

Magnesus pisze...

"przemieszania rozwalonych 500-stronicowych dzieł" - mam wydanie Tolkiena własne w domu tak poprzestawiane, jak ktoś chce je czytać, musi jak puzzle poukładać najpierw. :) Ostatnio coś wszyscy zamiast je ode mnie pożyczać wolą z biblioteki wziąć. :P

Anonimowy pisze...

Żebyś czasem nie skończył jak dr Kien "z Auto da fe"...

Unknown pisze...

czytając to ok zgoda ale autor widać dawno "nie spuścił z krzyża" :P

Anonimowy pisze...

Fajny artykuł

Chciałbym jednak zwrócić autorowi uwagę na jeden przykry, niesłusznie krzywdzący stereotypowy zwrot - "rumuński kieszonkowiec". Nie wnikając w szczegóły, osoby które autor określa jako 'rumuni' prawdopobnie są romami czyli poprostu cyganami ;)
Byłbym wdzięczny za korekte, nie szerzmy błędnych stereotypów ;)

Anonimowy pisze...

Jestem oburzony utrwalaniem przez autora tekstu stereotypu o Rumunach "małe dziewczynki z poczuciem moralności rumuńskiego kieszonkowca". Było to co najmniej niesmaczne.

faramir pisze...

Dobra, dobra, ale punkt drugi nie jest do końca taki jak powinien być wg mnie. W końcu podobne kwestie "(...)idziesz do biblioteki z zamiarem zwrotu przeczytanych już pozycji i wypożyczeniem kolejnych tomów. Oczyma wyobraźni już widzisz, jak siedzisz w fotelu zatapiając się w lekturze, szukając odpowiedzi na odwieczne pytanie "Co będzie dalej?"." możesz napisać, gdy spóźnisz się z wypożyczeniem książki o dzień, godzinę a nawet minutę - ktoś przed Tobą mógł wypożyczyć i ty nie będziesz mógł doświadczyć tego o czym pisałeś przez najbliższy czas. Argumentacja jak dla mnie błędna, chociaż proceder nie jest dobry.

BeeGee pisze...

Autorze notki, nie dość że jesteś typem o mentalności bibliotekarki z jakiejś zapyziałej miejscowości, to jeszcze wciskasz ludziom kit.

Książka jak każdy nośnik z czasem niszczeje i nie zatrzymasz tego procesu. Ba, niektórzy pisarze wręcz cenią sobie gdy dasz im do podpisania egzemplarz książki z jej osobistą historią używania. Plamy, zagięcia, zadarcia to znaki że książka była eksploatowana a nie trzymana w charakterze trofeum za szybką i czytana w białych rękawiczkach przez jakiegoś szajbniętego kolekcjonera, który większą uwagę zwraca na równe układanie książek na półkach niż na treść owych.

W tekście popełniasz też błąd logiczny utożsamiając kradzież książki z biblioteki ze ściąganiem plików z torrentów. Nie wiem czy wiesz drogi autorze, ale ściągając jakikolwiek plik z p2p nie usuwasz go fizycznie z dysków innych ludzi którzy go udostępniają. Twoja analogia miałaby sens gdyby ktoś wchodząc do biblioteki był w stanie wykonać kopię 1:1 którejkolwiek z książek, zostawić oryginał na miejscu, a z kopią powędrować do domu. A więc bullshit.

Anonimowy pisze...

No cóż: bzdury.

1. Biblioteka to nie świątynia, a miejsce przechowywania książek. To nie żadne sacrum! Idąc tym tokiem zazumowania, warszaty samochodowe powinny być świętym miejscem dla miłośników aut? Każdy miałby chodzić w białych rękawiczkach, z patosem dokręcać śrubki i z egzaltacją wlewać olej?
2. Jeżeli tak cenisz autorów których czytujesz, to może... KUP SOBIE ich dzieła? Na pewno Ziemkiewiczowi zrobi się milej, jeżeli za jego pracę wrzucisz mu parę złotych?! To przecież ICH ŹRÓDŁO UTRZYMANIA! Nie chcesz chyba aby Coelo zaczął pracować w biurze?!
3. Kradzież? W bibioletece? NO WAY. Wiesz jakie bajońskie sumy to kosztuje? A wiesz, że w bibliotece są wszystkie dane osoby przetrzumującej książki? Jak więc ma być bezkarność?
4. Niszczejące książki. Zauważ, że większość tych publikacji pochodzi z lat 40-80, wydane były na kiepskim papierze, byle jakie okładki: więc JAK DO KURKI WODNEJ, NIE MAJĄ BYĆ ODNISZCZONE, SKORO SĄ STARSZE OD CIEBIE?! A nowość? Jak Ci coś przeszkadza, TO W EMPIKU SĄ NA PÓŁKACH. Amen

Anonimowy pisze...

Poczerniałe rogi powstają na skutek tego iż naroża książki w pozycji stojącej wywierają większy nacisk niż jej środek w wyniku czego drobiny kurzu z podłoża przywierają w tych miejscach silniej a także na skutek dotykania krawędzi narożników książki podczas wertowania stron w wyniku czego przywierają w tych miejscach drobiny złuszczonego naskórka. Niekoniecznie więc jest to efekt manicure.

Anonimowy pisze...

To może ja się wypowiem z punktu widzenia personelu bibliotecznego Pracuję w dosyć dużej bibliotece z całkiem sporą czytelnią (zarówno jeśli chodzi o gabaryty pomieszczenia jak i księgozbiór). I jeszcze nie spotkałem się z przypadkami jakie opisuje tutaj autor powyższego wpisu. Ludzie przychodząc do czytelni instynktownie wiedzą jak mają się zachować. Rzadko kiedy zdarza mi się prosić o ciszę. Moim zdaniem autor znacznie wyjaskrawia i przerysowywuje problem starając się być świętszym niż sam papież. Choć jako bibliotekarza cieszy mnie taka postawa :)

W pisze...

Drogi anonimowy, twierdzacy ze to bzdury, pozwol ze ustosunkuje sie do tego co napisales.
Ad1: Biblioteka to nie miejsce przechowywania ksiazek, a miejsce wypozyczania ksiazek i czytelnia. To oznacza, ze glosne zachowanie przeszkadza uzytkownikom czytelni, a takze jest niegrzeczne w stosunku do innego uzytkownika biblioteki.
Sprobuj isc do warsztatu samochodowego i szczebiotac albo sluchac glosno techno, to zobaczysz ze nie ma roznicy w ktorym z punktow uslugowych jestes, jesli nie umiesz sie zachowac, wyjdz.

Ad2.
Biblioteka to miejsce w ktorym legalnie mozna wypozyczyc ksiazke, jesli uzna sie ja za pozycje godna posiadania lub konieczna do posiadania, mozna ja wtedy kupic.
Jednak biblioteki to nie tylko belterystyka, to takze dziela naukowe, ktore nie sa czasem potrzebne w calosci, nie chcesz chyba kupowac encyklopedii dla jednego hasla?

Ad3. Biblioteka moze co najwyzej wynajac firme windykacyjna, co oznacza ze czasem koszt jej wynajecia przekracza wartosc skradzionych pozycji. Poza tym, osoba ktora odda ksiazke po terminie, ale zdecyduje sie nie placic kary, w rejestrze dluznikow figurowac moze tylko 2 lata. Tak wiec, bezkarnosc jest ogromna. Wiekszosc ksiazek finansowana jest z pieniedzy miasta, funduszy europejskich i kilka pozycji z pieniedzy kol przyjaciol ksiazki. Dlaczego ktos mialby chciec okradac spoleczenstwo, i ludzi z klubow w szczegolnosci?

Ad4 To bardzo proste, naprawde, jesli uzywasz ksiazki ostroznie i z szacunkiem to przetrwa znacznie dluzej, niz Ci sie wydaje.
Z doswiadczenia wiem jednak, ze tacy jak Ty, nawet kamien potrafiliby rozpieprzyc, i powiedziec ze byl wadliwy.
Koniec mojej z Toba polemiki.

sl3dziu: przez takich jak Ty, dzial odpowiedzialny za konserwacje ksiazek roni krokodyle lzy, bo dokladasz im pracy znacznie wiecej niz gdybys oddal ksiazke nie klejona. To samo tyczy sie introligatora, on tez nie jest szczesliwy, jak dostaje podklejana ksiazke do naprawy/oprawy etc. Wiem ze miales dobre intencje, ale nie rob tego wiecej, prosze.

qn_np pisze...

Ad.1.
Pragnę zwrócić wszechstronnie wyedukowanemu i powalonemu swoją prze-zajefajnośćią Autorowi tekstu uwagę, że, jeśli mimo swojego oczytania, wali takie kwiatki jak "świetokraCtwo", to aż żal serce ściska...

Anonimowy pisze...

ŚwiętokraCtwo Panie Czytelnik to taka pisownia.

Anonimowy pisze...

Ja pierdole ale z ciebie pizda! Jebać was, jebać parade gwiazd! Wykop rulz

Anonimowy pisze...

Nie ośmieszaj się! O brandzlowaniu się akurat nad takimi książkami nie piszę, bo nad gustami się nie dyskutuje, ale spójrz najpierw na siebie! Czemu wypożyczasz kilka tomów na raz? Na dwie ręce jedziesz? I gdyby ci na danej książce naprawdę zależało, to byś ją bez problemu znalazł- chyba, że tam, gdzie mieszkasz, jest tylko jedna biblioteka.
Więc mniej narzekania poproszę na przyszłość i mniej nerwów, bo ci żyłka pęknie.

f pisze...

A jakieś wypożyczonego Pratchett'a zalałem sokiem (rozlał się w plecaku). Poczucie przyzwoitości nakazało odkupić nówkę i oddać, bo instytucję biblioteki szanuję.

Anonimowy pisze...

Kiedyś w książce z biblioteki znalazłem zdjęcie rodzinne mojego nauczyciela. :) Oddałem mu, nawet ładnie podziękował. :))