Dukaj... Dziwny to zwierz, fenomen na miarę naszego stulecia. Pisarz, który na zdrowy rozum powinien siedzieć głęboko w szarej strefie fantastyki stał się gwiazdą, jednym z niewielu pisarzy science-fiction, któremu udało się przebić do świadomości szerszego czytelnika. Nazwany - nieco na wyrost - następcą Lema.
Od razu zaznaczam, że lubię Dukaja. Może przemawia przeze mnie gettowy fan hard sf, dla którego te wszystkie bity, śrubki, inkluzje i cyberstruktury to chleb powszedni, ale lubię i darzę głęboką sympatią, pochłaniając jego książki niczym wieloryb poranną porcję planktonu. Mimo to jednak, nie bardzo rozumiem, jak udało mu się zdobyć tak wielką popularność. Ale po kolei...
Akcja "Perfekcyjnej niedoskonałości" toczy się w XXIX wieku. Świat zmienił się diametralnie, ludzie wynaleźli sposób na zapisywanie swojej świadomości w plateau będących czymś w rodzaju supła czasoprzestrzennego. W ogóle cały świat przedstawiony, z tymi wszystkimi inkluzjami, phoeb'u, ludźmi i obcymi jest chyba najbardziej pokręconą wizją przyszłości, z jaką się zetknąłem. Generalnie czas i miejsce w przestrzeni są dla bohaterów powieści rzeczami mocno umownymi, a wypadnięcie poza standardowe cztery wymiary jest łatwiejsze, niż zrobienie jajecznicy na boczku. W ten cały galimatias wpada świeżo wskrzeszony Adam Zamoyski - niemal współczesny nam kosmonauta, jedyny ocalały z zaginionego dziesięć wieków temu statku kosmicznego "Wolszczana". Zamoyski z ciekawostki historycznej szybko staje się pionkiem w grze pomiędzy walczącymi o wpływy frakcjami neoarystokratów, a po pewnym czasie sam staje się graczem i odkrywa swoją prawdziwą tożsamość.
Z Dukajem jest niemały problem - z jednej strony jego utwory czyta się z tą słodką niepewnością tego, co czeka nas na kolejnej stronie, z drugiej jednak - zbyt często popada on w pseudonaukowe dygresje, które nic nie wnoszą do fabuły, a w istocie są jedynie przekazem od autora głoszącym "Ej, ludzie, patrzcie, jaki ze mnie mądrala!". Nie, żeby to było jakoś szczególnie upierdliwe, ale mimo wszystko potrafi zmęczyć. Utyka też fabułę, która po wyjęciu z hard-sf opakowania razi potwornym uproszczeniem, podobnie jak zachowania bohaterów - wszyscy zachowują się jakby dopadła ich dysfunkcja mózgu. Można złożyć do na karb konwencji, ale denerwuje i tak.
Jeden recenzent nieistniejącego już pisma "Fantasy" napisał kiedyś, że odnosi wrażenie, iż Dukajowi nie zależy na opowiedzeniu ciekawej historii, a na maksymalnie skomplikowanym przedstawieniu zaskakujących banalnością fraz. I choć wypowiedź ta dotyczyła "Katedry", to do "Perfekcyjnej niedoskonałości" pasuje całkiem nieźle. Przyznam się szczerze, iż książkę (będącą zresztą pierwszym tomem trylogii) przeczytałem nie dla pretekstowej i prostej jak konstrukcja cepa fabuły, a dla językiem, jakim została napisana.
Czy warto? Jeśli twoja przygoda z fantastyką naukową dopiero się zaczyna, to zdecydowanie odradzam. Jeżeli jednak - tak jak ja - miłujesz się w pokręconych niczym jelito cienkie utworach, w których konwencje miksuje się równie mocno, co mózg czytelnika - możesz zaryzykować.
Tytuł | Perfekcyjna niedoskonałość |
Autor | Jacek Dukaj |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
Cykl | Progres |
ISBN-10 | 83-08-03647-3 |
Format | 450s. 123×197mm |
Cena | 34,99 |
Data wydania | 8 listopada 2004 |
WWW | Polska strona |
Przeczytaj fragment powieści
2 komentarze:
Nie warto. A porównywać tego grafomana do Lema to jakaś potwarz.
Chyba należę do odmieńców, ale Dukaja jakoś nie okrzyknął bym następcą Lema. Przede wszystkim dlatego że wszędzie gdzie się da upycha filozoficzne rozważania które u Lema aż tak bardzo nie rzucają się w oczy.
Jego Extensa była wypchana po brzegi pseudo naukowym bełkotem, a Xavras Wyżryn jakoś mnie nie zachwycił. Może to też wina tego że sf nie należy do moich ulubionych gatunków..
"a dla językiem, jakim została napisana."
literówka się znalazła.
Prześlij komentarz